Stan up-time i konsekwencja w działaniu

Chciałabym dzisiaj podzielić się moją kolejną jakże oczywistą, choć tak niezauważalną dla wielu obserwacją.

Codziennie przyglądam się sobie, swoim działaniom i doświadczeniom.  Patrzę też na swoje stany, chwile bieżące i wszelkie drobne zachowania. Dlaczego? Dlatego, że nawet moja najmniejsza akcja za każdym razem ma dość duży wpływ na to, jak wygląda mój kolejny dzień, tydzień, miesiąc…

To naprawdę niesamowite uczucie, kiedy co jakiś czas uzmysławiam sobie, że to, gdzie jestem tu i teraz, stanowi wynik tego, co zrobiłam w przeszłości. Nie mówię w tym momencie o „wielkich myślach” i stojących za nimi „wielkich czynach”. Te, mam nadzieję, jeszcze przede mną. 😉 Mam raczej na myśli błahe, zdawałoby się, czynności, które wykonywałam i wykonuję na co dzień.

Każdego dnia, wstając z łóżka i siadając przed komputerem – gdyż na tym w większości opiera się moja praca – zauważam, że osiągam tak zwany stan up-time. Jest to dość dziwne uczucie, gdyż wówczas zapominam o wszystkich innych rzeczach, nawet o zwykłych potrzebach fizjologicznych.

Stan up-time zazwyczaj osiąga się wtedy, gdy dana czynność sprawia nam na tyle przyjemności, iż koncentrujemy się na niej w pełni, znajdując się dokładnie „tu i teraz”. Nie jest jednak tak, że wszystko sprawia mi ogromną frajdę. Istnieją rzeczy, które robię chętniej oraz rzeczy, o których wiem, że muszę je zrobić. Jako że prowadzę własną firmę, muszę liczyć się z dużą ilością papierkowej roboty, za którą niezbyt przepadam.

Co chcę przez to powiedzieć? Otóż to, że stan up-time osiągam niezależnie od tego, czy wykonuję czynność dla mnie przyjemną (na przykład projekty graficzne), czy też mniej przyjemną (typu robienie zestawień dla księgowej). I że stan ten został przeze mnie wypracowany. Otóż to, mam go w nawyku. To powinna być dość dobra informacja dla każdego, kto dba o jakość wykonywanej pracy. Bowiem w stanie up-time wykonujemy rzeczy bardziej dokładnie, koncentrując się w pełni na zadaniu.

Zatem w jaki sposób można wypracować w sobie nawyk stanu up-time? Zapewne każdy może mieć na to inny sposób. W moim przypadku doprowadziła do tego konsekwencja w działaniu. Na początku wypisuję wszystkie zadania do zrobienia „na dziś” i układam je w kolejności priorytetowej. Następnie zajmuję się po kolei każdym z nich, poświęcając mniej lub więcej czasu, w zależności od stopnia skomplikowania zadania. Co istotne, nie przerywam działania, dopóki nie skończę. Obserwatorom z boku może się wydawać, że robię za mało przerw od komputera, jednak ja podświadomie wiem, że na przerwę muszę sobie zapracować.

Takie przekonanie wyrobiłam sobie podczas wieloletnich doświadczeń w sprzedaży. Powiem szczerze, że jest to bardzo wspierające przekonanie. Wiem, że czasem traktuję siebie zbyt surowo i nie odpuszczam, dopóki czegoś nie zrobię. Ale zdaję sobie sprawę, że gdy wybiję się ze stanu koncentracji, będzie mi trudno do niego wrócić. A stan koncentracji udaje mi się osiągnąć nawet wtedy, gdy robię coś bardzo mało atrakcyjnego, na przykład opłacam rachunki i tworzę zestawienia faktur.

Idąc dalej tym tropem, wiem, że gdy nie wykorzystam chwili „bycia na fali”, stracę coś wartościowego. Kiedy dobrze mi idzie wykonywanie zadania, nigdy nie przerwę, dopóki nie skończę lub przynajmniej dopóki nie osiągnę takiego etapu, w którym znam już wynik końcowy.

Zauważyłam, że dużo osób robi przerwę, gdy im coś nie idzie. Tym samym poddają się i przedłużają czas wykonania zadania. Jeszcze inni robią przerwę zaraz po tym, gdy w końcu wpadną na jakiś trop; kiedy objawi się przez nimi pomysł na wykonanie zadania. Przerwa jest wtedy nagrodą za znalezienie dobrego rozwiązania. Sęk w tym, że po takiej przerwie często trzeba ponownie przejść sporą część procesu myślowego, gdyż wpłynęła ona destrukcyjnie na dotychczasowy sposób myślenia. Dlatego trzeba uważać, żeby nie odpoczywać na zbyt wczesnym etapie.

Następnym razem, gdy pomyślisz sobie o planowanej przerwie, zastanów się, na ile zależy Ci na realizacji danego zadania. Jeśli wpływa ono dość silnie na Twoje kolejne dni, dalszą pracę i życie – przemyśl, czy nie lepiej jednak przycisnąć siebie bardziej.

Mamy w sobie ogromny potencjał i jesteśmy w stanie zrobić więcej niż nam się zdaje, ale pod jednym warunkiem: jeśli wymagamy od siebie więcej i nie dajemy sobie taryfy ulgowej. Pamiętaj, że to, w jaki sposób siebie traktujesz, świadczy o tym, co o sobie myślisz. W konsekwencji będzie stanowić o tym, kim będziesz i jak będziesz żyć. Mówi Ci to osoba, która widzi, że każdego dnia jest coraz dalej i na coraz lepszym etapie swojego życia.

Czyż nie o to w życiu chodzi, by iść do przodu i obserwować zmiany? By odczuwać te zmiany pozytywnie i przeć dalej? Na pewno zgodzą się ze mną ci, którzy lubią się zmęczyć, żeby poczuć, że żyją. Jeśli Ty tego nie czujesz – zrób sobie już teraz przerwę. 🙂